niedziela, 22 marca 2015

Inglot Perfect Length&Define Mascara - recenzja


Cześć! Dziś recenzja jednego z moich ulubieńców do rzęs. Jak możecie zauważyć moje rzęsy są dość długie, ale naturalnie jasne i cienkie, dlatego zawsze szukam maskary, która je dobrze pokryje, pogrubi i rozczesze. Długo chodziłam koło maskary z grzebyczkiem od Inglota. Wydawała mi się ona trudna w użyciu, ale ciekawość wzięła górę i bardzo dobrze, bo odkryłam jeden z najlepszych tuszy do moich rzęs. Daje tak spektakularne efekty, że jestem totalnie nią zauroczona. Zobaczcie same w dalszej części posta.


To co wyróżnia maskarę od innych to zdecydowanie szczoteczka. Nie posiada ona standardowej sylikonowej lub włoskowej spiralki. Jest ona po prostu grzebyczkiem, zbudowanym z plastiku. Ząbki grzebyka są dosyć ostre i gęste. Na początku wydawały mi się dziwne i wyglądało na to, że mogą wcale nie rozczesywać rzęs tak jakbym tego chciała. Jednak po pierwszym użyciu zmieniłam zdanie.


Grzebyczek nabiera dość sporo tuszu. Podczas malowania rzęs kosmetyk oblepia je dookoła. Po dwóch pociągnięciach szczoteczką, tusz zostaje na włoskach, dając bardzo dużą objętość. Na początku może je skleić, ale jeśli już czystą szczoteczką je wyczeszemy pięknie się porozdzielają nie tracąc objętości.

Moje rzęsy bez tuszu.

Jedna warstwa Maskary Inglot Perfect Length&Define

Maskara nie jest wodoodporna, ale absolutnie nie rozmazuje się podczas deszczu czy nawet łez. Nie pocieram oczu gdy płaczę, staram się dać im wyschnąć, może dlatego też nigdy nie rozmazuje mi się tusz, który jest wilgocioodporny. Nie ma mowy o kruszeniu się lub znikaniu kosmetyku w ciągu dnia. Całość makijażu trzyma się calutki dzień. Nie muszę się martwić praktycznie o nic.


Jest to ostatnio mój ulubiony tusz do rzęs. Mam już drugie opakowanie, bo poprzednie używałam jakieś dwa miesiące i grzebyk nie nabierał już odpowiedniej ilości tuszu. Koszt to 30zł, więc myślę, że i tak dwa miesiące to dobry wynik. Nakładam zawsze dwie warstwy kosmetyku, nie jestem z tych osób, które używają tuszu do rzęs do roku czasu.


Zauważyłam, że wolę ten kosmetyk po tygodniu używania. Zaraz po otwarciu jest troszkę za rzadki, dopiero po tym czasie konsystencja jest na tyle fajna, że maluje się nim idealnie.



Tak naprawdę nie widzę żadnych minusów tego kosmetyku. Uwielbiam go i nie chcę zamienić na żaden inny. Niestety ostatnio (szczególnie we Wrocławiu) są jakieś drobne braki w salonach Inglota. Mam nadzieję, że to tylko przejściowy problem i nie będę musiała szukać innego ideału, bo ten mi w zupełności wystarcza.

Używałam tego tuszu do każdego mojego ostatniego makijażu. Możecie zajrzeć w link na dole żeby zobaczyć go w akcji. perfekcyjnywyglad.blogspot.com/Perfect Lingth&Define

Miałyście do czynienia z tym tuszem? Jakie są Wasze wrażenia? napiszcie też koniecznie czy macie swój ulubiony tusz do rzęs i jaki to jest.
Pozdrawiam wiosennie!

11 komentarzy:

  1. trzeba przyznać, że spisuje się świetnie...wow! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa szczoteczka i bardzo ładny efekt. Ja zauważylam, ze dużo tuszy dopiero tak po tygodniu się "wyrabia" i dopiero wtedy stają się fantastyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie zawsze tak myślę, bo mój poprzedni ulubieniec Lash Precision z Pierre Rene był od razu cudowny, ale faktycznie często bywa, że po tygodniu dopiero się wyrabia ;)

      Usuń
  3. Nie przepadam za tego typu szczoteczkami. A na Twoich pięknych długich rzęsach to chyba każdy tusz będzie świetnie wyglądał :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie do końca, bo jak sama widzisz one moze są długie, ale bardzo cienkie i delikatne... Niektóre tusze tylko je czernią co nie do końca spełnia moje oczekiwania ;)

      Usuń
  4. Wygląda świetnie, a Ty masz cudne rzęski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj mogłyby być gęstsze ;) ale dziękuję :*

      Usuń

Zostaw komentarz. Każdy bardzo mnie cieszy, bo wtedy mam pewność, że mój blog jest czytany z zainteresowaniem :)